79/2023 „Frankie” Jochen Gutsch, Maxim Leo

Tłumaczenie: Emilia Skowrońska

Lubię koty, sama mam dwa czarne. To specyficzne istoty, które z pewnością inaczej niż ludzie odbierają świat. Dlatego, gdy nadarzyła się okazja przeczytania książki opowiadanej z perspektywy kota, nie wahałam się ani chwili. Zwłaszcza, że okładka obiecywała przyjemną lekturę. Czy „Frankie” spełnił moje oczekiwania?

Miało być lekko i zabawnie. I momentami tak było. Jednak zarówno los kota, który go nie szczędził, jak i to, co przydarzyło się jego ludzkiemu opiekunowi, wywołało we mnie smutek. Przyjaźń, jaka nawiązała się między kotem i Goldem, napawała optymizmem. Zapowiadała, że zarówno kot, jak i człowiek, znajdą swoje miejsce na ziemi, dobry powód do spokojnego życia, punkt zaczepienia do walki z przeciwnościami losu.

Richard Gold ogromnie cierpi po stracie swojej żony. Zycie straciło dla niego sens i nie widzi powodu dalszego trwania w stanie zawieszenia.. W jednej z chwil słabości zauważa, że przez okno przygląda mu się kot. Rzucony pochopnie kamień, który pozbawia świadomości głównego bohatera, wpływa na tymczasową zmianę decyzji mężczyzny. Odtąd Frankie może się cieszyć spokojnym życiem, bez konieczności starania się o ciepły kąt do spania czy pożywienie. Tak zaczyna się specyficzna przyjaźń między kotem szukającym bezpiecznej przystani, a mężczyzną szukającym sensu dalszego życia.

W książce widzimy mężczyznę walczącego o każdy dzień, zmagającego się z depresją. To poważny problem, dotykający obecnie coraz więcej ludzi. Z pewnością warto o nim rozmawiać czy też pisać, nawet jeśli jest tłem wydarzeń. Frankie, jak to kot, żyje dniem bieżącym i ze stoickim spokojem podchodzi do tego co było, a na co nie ma się już wpływu. Jest postacią, która wnosi nutkę optymizmu. Lektura nie jest jednak lekka i tak zabawna, jak sądziłam. Niemniej, historia wzrusza i skłania do refleksji nad życiem.

MOJA OCENA: 6/10

Wydawnictwo Otwarte

O innej książce, w której bohater zmaga się z chorobą, pisałam TUTAJ.